Jennifer Green "Lawendowe pola" 400 stron |
W mojej głowie po spojrzeniu na okładkę historia napisała się sama - 3 siostry, ewentualnie przyjaciółki z dzieciństwa i to wszystko doprawione moją ukochaną lawendą... No poniekąd tak było, bo książka to zaiste historia 3 sióstr, a ich dom rodzinny jest otoczona połaciami pól lawendowych, ale...
Ale to było romansidło w najczystszej formie! Nie potępiam gatunku absolutnie, niech każdy czyta co lubi. Frazy "na jego widok topniała jak lód na słońcu" lub "na widok jej oczy mu ciemniały z pożądania" to zupełnie nie moje kółko zainteresowań :).
Jennifer Green |
Jennifer Green to amerykańska pisarka mająca na swoim koncie liczne nagrody literackie. Urodzona w Michigan pisała już od najmłodszych lat i na tamtejszym uniwersytecie ukończyła studia z Angielskiego oraz z filozofii.
Książka ma dwa plusy: przewija się w niej często motyw lawendy (to mnie głównie skusiło, bo wielbię ją nieprzerwanie od lat miłością absolutną) i jest doskonałym panaceum dla osób zmagających się z bezsennością - wystarczy parę stron (nudnych, do bólu przewidywalnych, zdających się być składanką wszystkich wcześniejszych tego typu historii) i człowiek zapada w objęcia Morfeusza. I tyle w temacie :).
Wyzwania: Grunt to okładka.
Okej, mniej więcej wiem, żeby się przed nią ostrzegać, aczkolwiek ta lawenda.. oj kusi!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/