niedziela, 30 listopada 2014

Anna Ficner-Ogonowska "Alibi na szczęście"

Anna Ficner-Ogonowska
"Alibi na szczęście"
672 strony
Poznajcie Hanię Lerską - młodą polonistkę, delikatną i kruchą istotę mocno doświadczoną przez los i skrywającą nie lada ciężar. Hania żyje automatycznie - poświęca się pracy w szkole, dba o przyjaźnie, odwiedza swoje ukochane morze i panią Irenkę. Ale nie ma w niej ani krzty radości, serce ma skamieniałe i gdyby nie przyszywana siostra Dominika, będąca wulkanem energii i niewyczerpaną skarbnicą najbardziej szalonych pomysłów, Hania pogrążyłaby się w rozpaczy i pustce absolutnej.

Dominika - przebojowa pani stomatolog - poznaje Przemka (wzięty architekt) i choć nie jest znana ze specjalnej stałości w dziedzinie związków i uczuć najzwyczajniej w świecie się zakochuje. A Przemek ma przesympatycznego wspólnika Mikołaja, który marzy o przypadkowo spotkanej podczas nadmorskiego wypadu pięknej nieznajomej. Mikołaj wysłany rezerwowo przez rodzinę na wywiadówkę młodszego brata nie może uwierzyć w to co widzi - kobieta, która mu zawróciła w głowie stoi przed nim i najzwyczajniej w świecie jest nauczycielką. Nie tylko jego marzenie nabiera realizmu, ale teraz wiedząc, że szczęście jest na wyciągnięcie ręki nie odpuści tak łatwo. A sprawa będzie wymagała dużych nakładów cierpliwości i zrozumienia.

Anna Ficner-Ogonowska
O samej autorce wiem niewiele, oprócz tego, że zdecydowanie podoba mi się to co przeczytałam. Anna Ficner-Ogonowska jest nauczycielką, mieszka wraz mężem i dwójką dzieci w Warszawie. I pisze tak, że ja to biorę w ciemno i przeżywam i się relaksuję i dumam i chcę zagadkę rozwiązać i tajemnicę rozwikłać.

Wcale, a wcale mi nie przeszkadza, że główna bohaterka ma się dobrze pod względem materialnym - nie każdy, kto cierpi musi mieć problemy w każdej sferze życia to raz, a ponadto Hania rzeczy odziedziczyła po rodzicach i koniec tematu. Nie sądzę też, że książka jest przesłodzona - bo są momenty smutne i irytujące - jak chociażby Dominika i jej wieczne cięte riposty, ale jest też dużo ciepła w bohaterach Hanię otaczających i taki klimat mnie ujął niebywale.

Choć książka należy raczej do opasłych czyta się ją z przyjemnością i cały czas towarzyszyła mi chęć zaspokojenia ciekawości - co takiego się wydarzyło w przeszłości? Można powolutku zacząć układać scenariusz, ale i tak na wyjaśnienia najlepiej poczekać na to co w tej kwestii ma Hania do powiedzenia. Zauroczona lekturą, sięgnę po kolejną części.

Wyzwania: Polacy nie gęsi...Pod hasłemCzytam opasłe tomiskaGrunt to okładkaPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.

Harlan Coben "Jedyna szansa"

Harlan Coben
"Jedyna szansa"
416 stron
To miała być porywająca historia o ojcu, który zrobi wszystko by odzyskać porwaną córeczkę. Marc Seidman - bo o nim tu mowa - odnoszący sukcesy chirurg plastyczny zajmujący się rekonstrukcjami twarzy budzi się w szpitalu. Okazuje się, że leżał tam już nieprzytomny od dłuższego czasu, a kolejne wiadomości spadają na niego jak grom z jasnego nieba. Marc bowiem został postrzelony i ledwo uszedł z życiem. Jego żona nie miała niestety tyle szczęścia, a na domiar złego sprawcy porwali jego jedyną córeczkę. Koszmar i już.

Początkowo policja oskarża samego Marc'a o taki dramatyczny obrót spraw. W grę wchodzą dodatkowo duże pieniądze, bo porywacze zażądali okupu - okup wsiąkł, dziecka nie oddali. Mijają miesiące... i spragnieni większych pieniędzy bandyci po raz kolejny żądają środków finansowych. Tym razem Marc chce doprowadzić sprawę do zakończenia i po swojemu, bez udziału śledczych. No prawie mu się udaje, bo w akcję wkręca się była ukochana z poplątanym życiem, kiedyś pracująca dla FBI, a dziś od tak postanawia pomóc. I atmosfera zaczyna się zagęszczać, bowiem Marc i Rachel wpadają na trop szanowanego prawnika załatwiającego nielegalne adopcje.



Hmmm... spodziewałam się już sama nie wiem czego - rewelacyjnej historii, napięcia, emocji, a trafiłam na książkę średnią, żeby nie napisać słabą. Wyobrażałam sobie, że jak zdesperowany ojciec ruszy na poszukiwania córeczki to się będzie działo, tymczasem się wynudziłam i w efekcie zmuszałam do przeczytania. Dopiero pod sam koniec mnie książka wciągnęła, ale niesmak pozostał, bo zakończenie tak bajkowo słodkie, że aż sprawdzałam parę razy czy to Coben czy mi coś innego w ręce wpadło. Moja refleksja - dobrze mieć przyjaciół na dobre i na złe, zdecydowanie pomocne jest posiadanie kogoś w chwilach najtrudniejszych, ale czasem rozmiar gotowości i chęci niesienia pomocy może być przytłaczająco - przerażający...

Wyzwania: Grunt to okładkaCzytam opasłe tomiskaCzytam literaturę amerykańskąPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.

czwartek, 13 listopada 2014

Agatha Christie "Rendez-vous ze śmiercią"

Agatha Christie
"Rendez-vous ze śmiercią"
149 stron
Matka - psychopatka... Tak pokrótce można by nazwać panią Boynton, która będąc osobą nad wyraz wymagającą i niebywale grymaśną psychicznie znęca się nad swoimi dziećmi (w zasadzie z całego towarzystwa tylko jedna córka jest jej, reszta to pasierbowie). A dzieci te bynajmniej nie są małe, to dorośli ludzie tak zastraszeni, że boją się własnego cienia.

Poirot trafia na wycieczkę do Jerozolimy i tam poznaję między innymi nietypową rodzinę Boyntonów - oprócz Matki podróżują z nią córka Ginevra oraz przybrane dzieci Lennox z żoną Nadine, Raymond oraz Carol. Panujący między rodziną układ jest tak dziwaczny, że ściąga na siebie baczny wzrok francuskiego psychologa doktora Gerarda oraz młodziutkiej uczestniczki wycieczki Sary King - świeżo upieczonej lekarki.

Jedną z atrakcji związanych ze zwiedzaniem tamtego regionu naszego globu jest wycieczka do Petry, na którą wszyscy się udają. Zazwyczaj zaborcza i nie pozwalająca na kontakty z nikim spoza kręgu rodziny pani Boynton wysyła dzieci na spacer, sama zostając w obozie i lokując się w doskonałym punkcie obserwacyjnym u wejścia do groty. Tuż przed kolacją jeden z lokalnych służących odkrywa, że nestorka rodu nie żyje... Choć wiele osób miało podstawy do tego, by pozbyć się uprzykrzającej życie wszystkim kobiety Poirot stwierdza, że było to morderstwo. Obiecuje swojemu przyjacielowi pułkownikowi Carbury rozwiązanie sprawy w przeciągu 24 godzin.



Niezwykle zagmatwana historia doczekała się dwóch ekranizacji. Na pierwszy rzut u mnie poszedł Peter Ustinov i przedstawiona tam wersja. Film dosyć wiernie oddawał treść powieści jedynie przeniósł akcję do Palestyny i Kumran. A z pani Boynton zrobił kobietę w zasadzie tylko uciążliwą, a  nie tak przerażającą jak postać książkowa.

Sara King w towarzystwie Herkulesa Poirot

Kolejny film z Davidem Suchet w roli Poirota to bardzo zmieniona w stosunku do książkowej wersja.  Zmieniając powiązania między postaciami naturalnym zatem się stało znaczne wpłynięcie na fabułę. Akcja dzieje się w Jordanii na wykopaliskach prowadzonych przez pana Boytona (postać nie występująca w książce), których celem jest znalezienie głowy należącej do Jana Chrzciciela. Dodano nowe postaci - polski akcent to siostra Agnieszka (co za babsztyl doprawdy) i panią Boynton przedstawiono w sposób mrożący krew w żyłach.

Prawie wszyscy zamieszani w morderstwo, na szczęście ofiary na zdjęciu brak :)

Znowu trafiłam na mroczną powieść. To znaczy morderstwa nigdy nie są radosne i przyjemne, żeby było jasne, ale czasem Christie tworzy tak potworne postaci z pokręconą psychiką, że aż drżę. To tylko poświadcza, że była doskonałą obserwatorką, bo psychopaci przecież nie są wyłącznie wytworem naszej wyobraźni.

Akcja szybka, autentycznie podejrzewałam każdego do samiuśkiego końca! Kolejny raz mnie Agatha zaskoczyła :). A fotograficzna pamięć dla jednych może jawić się jako pożądana cecha, dla innych jest przekleństwem prowadzącym do feralnego zakończenia.

niedziela, 9 listopada 2014

Jodi Picoult "Zagubiona przeszłość"

Jodi Picoult
"Zagubiona przeszłość"
464 strony
Delia jest mamą Sophie, mamą pracującą a w zasadzie współpracującą z różnymi komisariatami policji. Głównie pracuje z Gretą - ślicznym i kochanym psem - i razem tropią osoby zaginione. Najczęściej ich wspólny wysiłek zostaje uwieńczony sukcesem.

Delia mieszka w domu ze swoim tatą Andrew, wspaniałym człowiekiem działającym aktywnie na rzecz seniorów. W jej życiu jest też Eric - narzeczony, przyjaciel od dzieciństwa, ojciec Sophie - prawnik z przykrą przypadłością jaką jest alkoholizm. I niby Eric z nałogu wychodzi, ich córka jest wspaniała, relacje z tatą rewelacyjne, aż pewnego popołudnia do drzwi domu Hopkinsów puka policja. I bynajmniej nie szukają pomocy u Delii... przyszli aresztować jej ojca, który rzekomo przed 26-ciu laty ją porwał.

Lawina nowych informacji spada na Delię jak grom z jasnego nieba. W ciągu kilku dni okazuje się, że jej życie kiedyś wyglądało inaczej, a co najważniejsze jej mama nadal żyje i jej poszukuje. Ta wiadomość jest niebywała, dorosła dziś Delia całe życie spędziła w przekonaniu, że mama zginęła w wypadku samochodowym. Choć tata był dla niej więcej niż wspaniały, tęsknota z mamą pozostała w jej sercu głęboko zakorzeniona.

Życie całej rodziny zostaje wywrócone do góry nogami. Eric zostaje obrońcą Andrew i podąża za nim do Arizony, tam bowiem proces ma się odbyć. Wraz z nim leci Delia z córką, a wkrótce dołącza do nich Fitz - trzeci z muszkieterów (od najwcześniejszych lat bowiem Delia, Eriz i Fizt byli nierozłączni). Fitz jedzie jako wsparcie, jako dziennikarz bowiem to on odkrył skrywaną przez Andrew tajemnicę. Czując wyrzuty sumienia chce towarzyszyć Dalii, którą od lat kocha do szaleństwa. A Delia ma właśnie spotkać się z mamą po latach i dowiedzieć się, co się wydarzyło przed laty i być może w końcu odzyskać wspomnienia.



Doskonała lektura, ciężko się było od niej oderwać. Historia przepięknej i niezwykle mocnej miłości ojcowskiej mnie wzruszyła. Gotowość na wszystko, by tylko najważniejsza istota we wszechświecie czuła się kochana i zadbana mocno ściska za serce. Ale to również trudna historia walki z alkoholizmem, kwestia pijących rodziców i bezsilność ludzi kochających tych, którzy z nałogiem mają problem. Dodatkowym wątkiem jest mocno zagmatwana relacja między już dorosłymi Delią, a towarzyszącym jej od zawsze Eric'iem i Fitz'em. Mimo wszystko to jednak dojrzałość biorących udział w całym tym galimatiasie osób jest godna pochwały.

Wyzwania: Pod hasłemGrunt to okładkaZ półki 2014Czytam opasłe tomiskaCzytam literaturę amerykańskąPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.

czwartek, 6 listopada 2014

Agatha Christie "Zło, które żyje pod słońcem"

Agatha Christie
"Zło, które żyje pod
słońcem"
237 stron
Poirot marzy o .... cichym miejscu wypoczynku koniecznie serwującym pyszne jedzenie. Każdy przecież na urlop zasługuje, ale nie każdy jest światowej klasy detektywem. Herkules ląduję w uroczym hotelu w Devon i jak zwykle nie jest sam, bowiem nie tylko on został przyciągnięty przez piękne miejsce.

Jak w każdym skupisku ludzi spotyka różnorodność charakterów i idące za tym historie. Zdecydowanie na prowadzenie w walce z nudą wychyla się Arlena Stuart (sceniczna aktorka, obecnie zamężna, posiadająca pasierbicę i wiecznie szukająca atencji u innych). Arlena uwielbia być adorowaną i nawet na urlopie aranżuje przypadkowe spotkanie z Radfernami (wyjątkowo niepasująca do siebie para), a w szczególności z Patrickiem.

Wzajemna fascynacja Arleny i Patricka budzi ogólny niesmak, każde z nich bowiem przyjechało ze swoim współmałżonkiem i sprawia wrażenie zupełnie nie przejmujących się opinią innych. Żona Patricka jest typową szarą myszką, umęczoną przez zastałą sytuację i zdecydowanie wzbudzającą wśród pozostałych wypoczywających litość. Pozostali wczasowicze też mają powody, by za Arleną nie przepadać - jest ksiądz dziwnie reagujący na wyzwolone kobiety, jest panna Darnley która przez Alrenę straciła poważne pieniądze oraz potencjalnego męża. W końcu jest sam mąż kapitan Marshall, który jest załamany ewidentnym romansem.

I nagle problem się rozwiązuje poniekąd sam - podczas wodnej przejażdżki Patrick i panna Darnley natrafiają na odległej plaży na uduszoną Arletę. I choć po cichu większość życzyła jej nie najlepiej, śmierć wprowadza wszystkich w stan osłupienia. Bo wielu miało motyw, ale też wielu ma alibi.

Wkracza Poirot, dla którego sens i i logika to podstawa egzystencji, a najdrobniejsze nawet pozornie nieistotne wydarzenia pomagają mu ułożyć układankę, która da obraz prawdziwemu zabójcy. Jak zwykle małe szare komórki górą!!!



Filmowo mogłam sobie poużywać i nacieszyć spragnione oczęta dwoma ekranizacjami. Pierwsza z nich z Peterem Ustinovem wprowadziła pewne zmiany do postaci występujących tamże. Niektórych zupełnie pominęła, zdarzyło nawet się zmienić płeć jednej z bohaterów na bohatera, a całość dzieje się na wyspie Tyrania otoczonej przez Adriatyk. Niemniej jednak ogólny koncept zbrodni został zachowany, a ja znów nie mogłam się napatrzeć na niesamowite wprost stroje, w szczególności damskie toalety były wprost szokujące :).

Herkules Poirot, w tle Patrick Redfern, panna Darnley
Kolejna adapatacja już z moim ukochanym Suchetem w roli Poirota. W tej wersji Poirot zdiagnozowany przez lekarza jako cierpiący na nadwagę zostaje skierowany do przybytku mającego mu pomóc zrzucić zbędne kilogramy. W walce z tym wrogiem wspierać będzie Herkulesa niezastąpiony Hastings, a sprawę śmierci Arleny Stuart poprowadzi Japp.

Poirot, Hastings i panna Darnley

Kryminał świetny, plan zbrodni obmyślony jednak aż za dobrze - choć niektórzy starają się odgrywać swoje role z przekonaniem, czasem za bardzo się w rolę wczuwają i przeoczają drobnostki. A wiadomo, że nie takie numery z Poirotem. Poza tym trzeba pamiętać, że ściany mają uszy, a już szczególnie są wyczulone na specyficznie bulgocącą kanalizację.

wtorek, 4 listopada 2014

Olga Rudnicka "Martwe Jezioro"

Olga Rudnicka
"Martwe jezioro"
240 stron
Beata odkąd pamięta czuje się odklejona, nie od rzeczywistości ale od swojej rodziny. Ciągnie nie może oprzeć się wrażeniu, że zupełnie do nich nie pasuje - z rodzicami ani z siostrą kontaktów zupełnie nie utrzymuje. Z wielkim zdziwieniem przyjmuje zaproszenie na ślub siostry i choć z jednej strony marzy o zdrowych, normalnych relacjach z drugiej lęk przed spotkaniem niemal ją paraliżuje. Tym bardziej, że wynajęty przez nią detektyw odkrył, że prawdziwa Beata zmarła przed laty w USA. Kim więc ona sama jest? Jak się znalazła w tej, a nie innej rodzinie? O co w tym wszystkim chodzi? Przecież to musi być pomyłka.

Beata choć żyje z dala od rodziny samotna tak do końca nie jest, mieszka bowiem z wystrzałową przyjaciółką Ulką (a ta ma chytry plan, żeby ją wyswatać z własnym bratem Jackiem, który dopiero co wrócił ze emigracji zza wielkiej wody). Ulka jest nieocenionym wsparciem dla Beaty i wulkanem energii oraz pomysłów.

Bohaterka wyrusza dokonać życiowej konfrontacji, ze zdziwieniem odkrywa, że "rodzina" ma względem niej swoje plany. Każda chwila spędzona w domu rodzinnym utwierdza ją, że detektyw i jego zwalające z nóg odkrycie to nie była pomyłka. Czas wyjaśnić rodzinną tajemnicę.

Olga Rudnicka
Olga Rudnicka urodzona w Śremie koło Poznania jest młodziutką (bo zaledwie 26-cio letnią) pisarką. Ukończyła studia na wydziale pedagogiki i zawodowo pracuje jako opiekunka społeczna. Dzięki temu nie tylko poznaje wyjątkowych ludzi, ale udziela się społecznie i ma ruchomy czas pracy, co w przypadku pisania jest bardzo pomocne.

Co ciekawe, sama pisze o sobie, że nie mogłaby studiować jakiegoś kierunku humanistycznego, bo wspomina, że pisanie zadanych wypracowań nie należało do jej ulubionych zadań. Lubi tworzyć, jeśli nie jest ograniczona przez czas i temat.

Jako że jest młodziutką osobą studia kontynuuje, a kwestia jej pisarstwa wywróciła jej życie do góry nogami - póki co wie, że chce edukację kontynuować i wie, że zdecydowanie chce pisać. Ach i uwielbia jeździć konno :).

Z ciekawością sięgnęłam po tę publikację, bo ciągle jestem pod wrażeniem młodego wieku autorki. Choć teraz sobie myślę, że przy upływającym czasie tak to już chyba będzie, że ludzie dookoła mnie po prostu będą młodsi :). Czytało mi się książkę dobrze, szybko. Bīlam zaciekawiona bo to taki lekki kryminał, choć smutny bardzo i troszkę mnie przygnębił. Wiem, że powstała kontynuacja i sięgnę po nią jak i inne książki Olgi Rudnickiej z przyjemnością.

Wyzwania: Polacy nie gęsi...Pod hasłemGrunt to okładkaZ półki 2014Czytam opasłe tomiskaPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.

niedziela, 2 listopada 2014

Erica Spindler "Spełnione życzenia"

Erica Spindler
"Spełnione życzenia"
174 strony
Gdzieś wyczytałam, że Erica Spindler pisze dobre thrillery (o to ja lubię) z lekką domieszką romansu (zupełnie mi to nie przeszkadza) i generalnie dobrze się ją czyta. Postanowiłam sprawdzić i ja czy tak się sprawa ma. Nie, nie spojrzałam wcześniej na okładkę, bo czytałam na Kindelku i jakoś nie zwracam na to uwagi. Tym bardziej nie zawracałam sobie głowy opisem książki, bo zazwyczaj z nich nie korzystam, a nawet jeśli kiedyś się na niego natknęłam jestem pewna, że natychmiast mi z głowy wyparował. Może gdybym wcześniej spojrzała.... (tu się turlam ze śmiechu po podłodze, doprawdy taka okładka, taka?).

Ta książka jest poniekąd niebywała, tu bohater męski ma zęby perliste, a damska heroina włosy jedwabiste, podobnie jak i szlafrok. Wszystko dzieje się na wybrzeżu i wszędzie zawiewa morska bryza. Bo Madi i Lance zaczęli razem pracować w fundacji ratującej żółwie morskie. I to by było na tyle.

Czytałam i czytałam i czekałam na ten thriller i dobrnęłam do końca lektury. Postanowiłam dopuścić do głosu osławione i wychwalane pod niebiosa przez samego Herkulesa Poirota szare komórki i oto do jakiego wniosku doszłam - o matko i córko jaki to romans w czystej postaci.

Harlequin doskonały i nic więcej. Żadnej sensacji - może jedynie moje lekkie zatroskanie gdy główny bohater miota się niebywale czy kochać czy nie i sprawia wrażenie, że ma poważne problemy z pamięcią bo raz chce, a zaraz potem oburzony nie chce nic. Nie pamiętam czy kiedykolwiek w życiu przeczytałam jakąś książkę, w której główna para zmienia zdanie co stronę... :).
Ale w sumie bawiłam się wybornie podczas lektury, bo z tego co pamiętam ostatnio w łapkach miałam lekturę o podobnej tematyce bodajże w ubiegłym wieku.

Erica Spindler
Sprawdziłam zatem w ogólnodostępnych źródłach informacje i jak byk wszędzie stoi że pani Erica Spindler urodzona w Chicago, ukończyła kierunek sztuk wizualnych i potem dopadło ją przeziębienie. Jak większość ludzi w trakcie choroby sięga po lekturę tak i stało się w jej przypadku, dorwała romans, przeczytała, zachwyciła się i postanowiła sama napisać swój. I tak się zaczęło.
Stąd może początki jej twórczości to takie romanse w najczystszej postaci, a te wątki thrillerowe pojawiły się poźniej. Mam zamiar się przekonać i dać autorce jeszcze jedną szansę, choć w przeczytanej lekturze stwierdzenie "uczesana w zabawny kok" ukazuje mi świat robienia fryzur w zupełnie innym świetle :).

Wyzwania: Pod hasłemGrunt to okładkaCzytam literaturę amerykańskąPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.