środa, 31 grudnia 2014

Marta Obuch "Miłość, szkielet i spaghetti"

Marta Obuch
"Miłość, szkielet i
spaghetti"
336 stron
Jak zobaczyłam tytuł książki jakoś od razu zaświtało mi w głowie skojarzenie, że to musi być rzecz o mafii... Co prawda akcja się rozgrywa głównie w Częstochowie i najczęściej w okolicach klasztoru na Jasnej Górze, pomimo tego intuicja mnie nie zawiodła i zaserwowałam sobie sympatyczną komedię z mafiosami i niesamowitymi kobietami w roli głównej.

Historie na pozór nie mogące się ze sobą zetknąć ożywają na kartach tej powieści. Mamy bowiem stanowisko archeologiczne tuż pod murami klasztornymi, panią psycholog i jej 2 szalone siostry oraz seniorkę rodu Mamę i jej rodzoną siostrę - mistrzynie gotowania. Ach i jeszcze wspomniana mafia, a jak w liczbie ok. sztuk 7 z powabnym Aldente na czele.

Wszystko wskazuje na to, że zamiast cieszyć się z wielkiego odkrycia archeologicznego, ktoś całą sprawę próbuje najzwyczajniej w świecie sabotować. Do tego pojawia się tajemnicze samobójstwo, ale jest ono tak nieskładne, że policja w postaci sympatycznego Niecko postanawia się sprawie przyjrzeć z bliska. Ale najważniejsze w tej powieści są kobiety - każda wyjątkowa i oryginalna. I choć pozornie się kobiałki tępią, dowodzą że w czasie potrzeby są niezawodne i nad wyraz pomysłowe. Trzy siostry - Ewelina, Julianna i Dorota, każda przedstawicielka innej grupy zawodowej wplątuje się w wielką aferę, która łączy się w jedną nieprawdopodobną historię. Jeżeli chcesz się dowiedzieć jak dostać świetną pracę opiekunki/gotującej gospodyni bez posiadania najmniejszego pojęciu o gotowaniu - to jest pozycja dla Ciebie!
Marta Obuch

Marta Obuch autorka jawiąca się jako niespożyty wulkan energii oraz ciekawych pomysłów. Urodzona w Częstochowie, mieszkająca w Katowicach polonistka i specjalistka od cyfrowej fotografii. Wielbiąca twórczość Joanny Chmielewskiej zaczęła tworzyć sama i śmiem twierdzić, że wyszło jej to wybornie. Wpływ Chmielewskiej jest wyczuwalny, ale dla czytelniczki ceniącej pisarstwo pani Joanny to jedynie dodatkowa zaleta.

Kryminał bardzo śmieszny, humor sytuacyjny i ciągłe zwroty akcji nie pozwoliły mi się nudzić podczas czytania. Lubię jak zdania płyną lekko i przyjemnie dla oka na równi z możliwością podśmiechiwania się tu i ówdzie. Pierwsze spotkanie z twórczością pani Obuch uważam za niezwykle udane i liczę na więcej.

Wyzwania: Polacy nie gęsi...Pod hasłemZ półki 2014Przeczytam tyle ile mam wzrostu.

Agatha Christie "Tajemnica gwiazdkowego puddingu"


Agatha Christie
"Tajemnica gwiazdkowego
puddingu"
264 strony
Po raz kolejny sięgnęłam po zbiór opowiadań pani Christie - tym razem trafiłam na 6 różnych opowiadań. Wszystkie je ku mej uciesze zekranizowano, a najlepszy z filmów powstał na kanwie najkrótszego opowiadania z panną Marple nawet nie w roli głównej :).

Tajemnica gwiazdkowego puddingu.


Poirot w akcji nawet
podczas posiłku
To opowiadanie występuje również pod tytułem "Kradzież królewskiego rubinu" i o to się głównie w tej historii rozchodzi. Pewien nieroztropny książę dał się ponieść emocjom i tym samym doprowadził, by piękna kobieta ukradła mu wspaniały rubin będący rodzinnym klejnotem. Oczywiście do akcji wkracza nie kto inny jak sam Poirot, a aby sprawę móc prowadzić musi zdobyć się na pewne poświęcenie - opuszcza zatem swoje wygodne mieszkanie i udaje się spędzić tradycyjne angielskie święta do majątku Kings Lacey.
Dom jest pełen rodziny i przyjaciół i oczywiście tradycyjnego jedzenia. Zaspokajając swój wysublimowany apetyt Poirot równocześnie bada kto jest kim i ani na chwilę nie daje się wywieźć w pole.

Zagadka hiszpańskiej skrzyni.


Poirot tańcuje, a pod nosem ktoś człowieka morduje...
Czytając gazetę Poirot dowiaduje się o zbrodni popełnionej w nietypowy sposób. Po przyjęciu z tańcami wydanym przez pana Rich'a w przepięknie zdobionej hiszpańskiej skrzyni służący odkrywa zwłoki niejakiego Claytona. Sprawa jest banalnie prosta i gospodarz podejrzany o romans z żoną zmarłego trafia za kratki. Jednak wszystko jest zbyt proste i to tu Poirot doszukuje się podstępu.
W filmie słynny detektyw jest niejako świadkiem całego zajścia, bowiem jest jednym z gości feralnego przyjęcia. Ambitnie chce podejść do sprawy, bo kto to widział mordować człowieka pod jego nosem...

Popychadło.


szukanie śladów na całego
Tym razem Poirot rozwiązuje sprawę morderstwa zamożnego sir Rubena Astwell. Ktoś pozbawił go życia w jego własnym domu i jak to się w tego typu historiach powtarza wiele osób miało powody, bo zmarłego usunąć. Ciekawe jest, że żona Lady Astwell uparcie twierdzi, że jej doskonale sprawująca się kobieca intuicja podpowiada iż mordercą jest nie kto inny jak sekretarz zmarłego męża niejaki Trefusis. I choć podejrzanych ma Poirot od groma, nie może udawać, że tak silne przekonanie damy jest mu obojętne.

Dwadzieścia cztery kosy.


Poirot jako CSI :)
Poirot spotyka się ze swoim przyjacielem Henrym w restauracji na obiedzie. Jest to idealna okoliczność do porozmawiania na temat ludzkich przyzwyczajeń - kanwą do tej rozmowy staje się postać starszego, dziwacznego malarza, który od lat przychodzi do restauracji w te same dni i zamawia zawsze to samo. Sympatyczna kelnerka wspomina, że staruszek chyba już zaczyna tracić pamięć, gdyż ostatnio przyszedł wyjątkowo w poniedziałek i zamówił coś zupełnie innego.
Taka nagła zmiana budzi w Poirocie ciekawość i dzięki swojej wnikliwości dociera do informacji, że ów malarz zmarł. Jednak detektywowi nie podoba się wytłumaczenie, że starzec zginął w wyniku nieszczęśliwego wypadku we własnym domu. Postanawia dotrzeć do prawdy, tym bardziej że okazuje się, że ze śmiercią wiąże się pokaźny spadek.
W filmie Poirota znajomym z restauracji jest jego dentysta i ten motyw ciągnie się przez cały odcinek :). Przezabawna też była wizyta Herkulesa w policyjnym laboratorium - wgląd w pracę dawnych śledczych od razu nasuwa skojarzenia ze współczesnymi filmami z serii CSI :).

Sen.

Benedict Farley
Ekscentryczny milioner Benedict Farley wzywa do siebie Poirota i przedstawia nietypową sprawę, mianowicie od jakiegoś czasu śni mu się ciągle ten sam sen, w którym zawsze ze zgodnością co do minuty odbiera sobie życie we własnym gabinecie. Spotkanie przebiega dziwnie, w zasadzie nie wiadomo czego Farley od Poirota oczekuje, ale całość zostawia w detektywie bardzo mieszane uczucia. Niebawem okazuje się, że Farley postąpił dokładnie tak jak mu się to śniło. Ludzie twierdzą, że zmarły po prostu oszalał, ale Poirota nie jest w stanie nic oszukać.

Szaleństwo Greenshawa.

Siostrzeniec panny Marple - Raymond West opowiada jej o nietypowym spotkaniu z właścielką przedziwnego domostwa znanego w okolicy jako "szaleństwo Greenshaw'a". Okazała posesja należała niegdyś do bogatego właściciela, który chciał się wykazać zapewne, ale nie miał żadnego pojęcia o architekturze i w efekcie stworzył dziwactwo.
Wkrótce ginie zatrzelona z łuku właścicielka, a Marple nie ruszając się z domu rozwikłuje historię, która na pozór jest banalna.
Gorąco polecam film nakręcony na podstawie opowiadania choć tak naprawdę nie mający z nim zbyt wiele wspólnego. Świetna historia oczywiście na potrzeby filmu rozbudowana i zmieniona trzymająca do końca w napięciu!

panna Marple i bohaterzy intrygi

wtorek, 30 grudnia 2014

Małgorzata Żurakowska "Muchy w zupie i inne dramaty"

Małgorzata Żurakowska
"Muchy w zupie i
inne dramaty"
352 strony
Jak ogarnąć życie, gdy domostwo to:

 - trójka dzieci w różnym wieku, a co za tym idzie z najrozmaitszymi problemami i zainteresowaniami
 - pracujący mąż
 - nieokiełznany pies
 - mieszkanie w bloku
 - rodzina, która wiecznie chce coś jeść...

Nad wszystkim panuje mama-bohaterka? Nie, po prostu mama, kobieta pracująca, która aby przetrwać kolejny dzień serwuje sobie najlepsze z dostępnych panaceum - dobry humor :).

Tak właśnie radzi sobie bohaterka sympatycznej i przezabawnej książki. Autorka zabiera nas w podróż przez wszystkie pory roku, w krótkiej i zwięzłej formie przedstawia perypetie swojej rodziny. Książka ma charakter raczej teleexpressu niż głównego wydania wiadomości (rzeczowe urywki, szybkie przejście do meritum sprawy, lekki i fantastyczny język). Szkoda tylko, że ... książka się w pewnym momencie kończy.
Małgorzata Żurakowska to mieszkająca w Lublinie dziennikarka radiowa i co czytelnika zupełnie nie dziwi mama trójki dzieciaków. Ukończyła polonistykę i dziennikarstwo. Podejrzewam, że książka jest swoistym zapisem tego co mogło lub wprost wydarzyło się w domu autorki. Całość jest doskonała na poprawę nastroju i taka bardzo swojska - któż z nas nie gotuje bigosu z 5 kg kapusty, czy przerabia tony truskawek, które tak naprawdę czekały na kogoś innego.

Ubawiłam się czytając i ciągle popijałam herbatę - tak jak bohaterka. Ach o kwestia czajnika - co gotuję wodę, to sobie o tym epizodzie z przyjemnością przypominam.

Jolanta Kwiatkowska "Jesienny koktajl"

Jolanta Kwiatkowska
"Jesienny koktajl"
160 stron
Czy emerytura może być nowym etapem w życiu? Zdecydowanie tak, a ten nowy etap to w kocu korzystanie z życia w pełni, odkrywanie na nowo jego niezliczonych uroków i pełne luz wynikający z tego, że w pewnym wieku tak na dobrą sprawę nic już się nie musi robić :).

Alicja - bo o niej jest ta książka - właśnie koczy 60 lat i przechodzi na wyczekiwaną emeryturę. Teraz będzie planować mając na myśli wyłącznie swoją osobę, będzie się rozwijała, odpoczywała i po prostu życiem cieszyła. Bo jesień to przecież przepiękna pora roku, pełna kolorów i słońca - i takie życie planuje Alicja.

Zapisuje się na tańce, wraz z koleżankami organizuje domowe SPA, gdzie kobietki robią sobie profesjonalne zabiegi połączone z przyjemnym plotkowaniem. Dba o zdrowie i figurę, nie szczędzi na fajny ciuszek i wspaniale zarządza finansami (wiadomo emeryt to nie krezus, radzić sobie zawsze trzeba jakoś). Jest i wypad do sanatorium i w kwestiach uczuciowych też coś się dzieje...

Jolanta Kwiatkowska
Jolanta Kwiatkowska pisze pięknie. I podejrzewam, że jej to wychodzi od tak naturalnie. W tej książce nie ma odkryć ani rewelacji, odnalazłam tu natomiast zgodę na zastaną i nieuniknioną rzeczywistość doprawioną wewnętrzną mądrością. A mądrość ta jest dojrzała i wynika z własnych doświadczeń i celnych obserwacji otaczającego ją świata.

Bardzo się odprężyłam przy tej lekturze. Ta książka przypomina, że szczęście i zadowolenie to stan umysłu, a nie posiadania. Nie każdy ma zapewne możliwości samorealizować się na każdym etapie życia, ale absolutnie każdy może przy odrobinie pomysłowości i samozaparcia takie sprzyjające okoliczności stworzyć. A co najważniejsze, pamiętać by cieszyć się każdym dniem i każdą chwilą - bo warto.

Wyzwania: Polacy nie gęsi...Pod hasłemZ półki 2014Przeczytam tyle ile mam wzrostu.

Agnieszka Gil "Herbata z jaśminem"

Agnieszka Gil
"Herbata z jaśminem"
384 strony
Martyna zwana przez wszystkich Kurą jest nastolatką zdecydowanie nietypową. Zapewne chciałaby być jak inne dziewczyny w jej wieku, mieć przytulny dom i fajnych rodziców. Zamiast tego w większości dba sama o siebie, mieszka w w ruderze z alkoholikiem ojcem i jego drugą żoną. A najbardziej boli to, że kiedyś za życia mamy miała to wszystko o czym marzyła - potem wypadek i wódka sprawiły, że jej życie to pasmo smutku i nieszczęścia.

Ponieważ Kura nie może w żaden sposób zmienić sytuacji stara się jakoś do niej dostosować i w tym wszystkim nie zagubić siebie - nastolatki. Buntuje się na zastaną rzeczywistość i manifestuje to czarnym kolorem - we włosach, w ubraniach i makijażu. Chce... no właśnie tak czarne ma życie, że chyba sama nie bardzo wie czego chce. Oprócz miłości, tego pragną wszyscy.

Czytelnik może towarzyszyć Martynie w jej codzienności, w szkolnych zmaganiach, w próbie znalezienia sobie kogoś, a wszystko wplecione jest we wrocławskie realia. Pojawiają się przebłyski pozwalające mieć nadzieję, że coś się tej biednej dziewczynie w końcu odmieni i ja przyznam trzymałam się tego kurczowo. W przeciwnym wypadku ta książka łamie serce i wpuszcza do wnętrza nieopisane pokłady smutku.

Agnieszka Gil
Arcysmutną historię stworzyła Agnieszka Gil - zakochana bez pamięci we Wrocławiu pisarka. Pisze dla dzieci i młodzieży i chyba do tej ostatniej grupy przeczytana przeze mnie pozycja mogłaby się zaliczać. Jest osobą działającą bardzo aktywnie na rzecz spotkań najmłodszych w bibliotekach i zdecydowanie swoim pozytywnym nastawieniem zaraża młode pokolenie pasją do czytania.

Zastanawia mnie jednak skąd pomysł na tak przejmująco smutną książkę... Z każdą stroną zapadałam się w smutku i nadzieja, że coś zmieni się w życiu głównej bohaterki na lepsze bledła z kolejnymi przeczytanymi zdaniami. Zdecydowanie nie jest to lektura dla osób, które chcą się zrelaksować. Jednak uważam, że i takie historie są potrzebne. Przecież nie zawsze wszystko układa się nam tak jakbyśmy chcieli, a chęć walki o lepsze jutro i brak zgody na otaczający okrutny świat jest zdecydowanie na plus.
W końcu światełko w tunelu się pokazuje, ale droga do szczęśliwego życia jeszcze daleka i pełna niespodzianek.

Wyzwania: Polacy nie gęsi...Pod hasłemZ półki 2014Przeczytamm tyle ile mam wzrostu.

środa, 24 grudnia 2014

Mary Higgins Clark "Milczący świadek"

Mary Higgins Clark
"Milczący świadek"
228 stron
Pat Traymore jest najwyrażniej dobrą dziennikarką, bowiem to właśnie jej powierzono nakręcenie dokumentalnego filmu o życiu i pracy senator Abigail Jennings. Sprawa jest o tyle ważna, że pani senator być może już wkrótce zostanie wybrana przez prezydenta na wice-prezydenta - film może zatem przysporzyć jej większe poparcie społeczeństwa. Dziennikarka przenosi się zatem do Waszyngtonu by być bliżej pani Jennings.

W pewnym sensie przeprowadzka do Waszyngtonu jest dla Pat powrotem do przeszłości. Jako dziewczynka mieszkała tam, jej ojciec był również liczącą się osobą w politycznym światku. Jednak na rodzinnym życiu położyła się długim cieniem tragedia. Doszło w domu do tragedii w wyniku której zginęli obydwoje rodzicie Pat, a ona sama ledwo uszła z życiem. Policja skłoniła się do teorii, że to ojciec był winny i dopuścił się tak potwornego czynu. Pat jednak wierzy, że ta teoria nie jest prawdziwa i będzie się starała dotrzeć to tego, co tak naprawdę wydarzyło się w jej rodzinnym domu w przeszłości.

Ścigana przez dziwne wspomnienia, w poczuciu zagrożenia - ktoś bowiem zaczął ją straszyć anonimami i nawet włamał się do jej domu - Pat postanawia za wszelką cenę zamieszkać na dobre w starym miejscu i liczy na to, że uda jej się przypomnieć zdarzenia z owego feralnego wieczoru. Jednocześnie zaczyna skrupulatnie grzebać w przeszłości pani senator, co niekoniecznie spotyka się z jej uznaniem. Pewny rzeczy jednak ukryć się nie da nawet po wielu latach.


Dobry kryminał z początków pisarskiej kariery Mary Higgins Clark. Czasami straszny i mocno trzymający w napięciu jak na thriller przystało. Podziwiam główną bohaterkę, że tak nieustraszenie wałczyła o odkrycie prawdy i niestrudzenie ignorowała pogróżki dotyczące jej życia - ja bym ani jednej nocy nie spędziła w starym domu wiedząc, że ktoś na mnie dybie :). Miła rozrywka i ciekawa historia o pięciu się na szczyt władzy, tak prawie po trupach do celu...

Wyzwania: Grunt to okładkaCzytam lietraturę amerykańskąPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.

wtorek, 23 grudnia 2014

Iwona Czarkowska "Zdrada pachnie pomarańczami"

Iwona Czarkowska
"Zdrada pachnie
pomarańczami"
352 strony
Książki dostarczją mi emocji bez liku. Czasem wstrząsają, czasem zasmucają, często pozwalają na uśmiech. Nie spodziewałam się jednak, że przy lekturze mogę wyć ze śmiechu, być pozbawiona możliwości dalszego czytania - przez zupełnie zalane łzami oczy i chichrać się donośnie (ba, nawet fakt czytania w miejscu publicznym mi w tym nie przeszkodził).

Tak śmiesznej książki nigdy, przenigdy nie czytałam!!!!!!!!!!

Czytelnik ma okazję poznać 2 historie łączące się ze sobą pensjonatem Trzy Buki. Przed laty, a dokładnie w roku 1981 w Olszanicy będącej ni mniej ni więcej jednym z wielu miasteczek radzących sobie w czasie komunizmu, trójka niebywałych postaci - Bolek, Lolek i Tola dokonują zuchwałego napadu na bank. Ginie... nie powiem co, ale sprawa zostaje nierozwiązana - ówczesnej milicji ciężko było przebranych sprawców odnaleźć.

Po latach syn poprzedniego właściciela otwiera ponownie drzwi pensjonatu i pragnie rozkręcić interes. Za namową szefa marketingu postanawia zaprosić tych samych gości, którzy podczas pamiętnego, okrytego niesławą zuchwałego napadu na bank weekendu przebywali w tym czasie w Trzech Bukach. Jest okazja do dobrej promocji, ale dla policji jest okazja do ponownego przesłuchania być może świadków całego zajścia i zakończenia sprawy sprzed lat.

Iwona Czarkowska
Pracownicy pensjonatu z nowo zatrudnioną Karoliną na czele będą musieli stawić czoła nie lada problemom i przypadkom. Goście dopiszą, jedzenie będzie wyśmienite a wszystko w towarzystwie niesamowitego poczucia humoru.

Iwona Czarkowska to dziennikarka specjalizująca się głównie w pisaniu książek dla młodszych czytelników jak i dla młodzieży. Ma na swoim koncie kilka pozycji "dla dorosłych" i mnie osobiście absolutnie zauroczyła. Zdecydowanie lekkość z jaką pisze jest olbrzymim plusem, ale zapewne wspomnienia a czasów kiedy to pomarańcze "rzucali" tylko na święta uruchomiły jakieś nostalgiczne zakamarki mojej osobowości i złożyły się na tak pozytywny odbiór książki. Zauroczona żałowałam, że historia dobiegła końca. Ale jest to pozycja, którą będę innym polecała i sama zapewne do niej kiedyś wrócę.

Wyzwania: Polacy nie gęsi...Pod hasłemGrunt to okładkaZ półki 2014Przeczytam tyle ile mam wzrostu.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Agatha Christie "Karty na stół"

Agatha Christie
"Karty na stół"
236 stron
Ekscentryczny jegomość o orientalnie brzmiącym nazwisku  - pan Shaitana - zaprasza do siebie na kolację wydawać się mogło gości nie mających ze sobą nic wspólnego. Jest tam również Poirot, który jak zwykle z wrodzoną sobie ciekawością obserwuje zebranych. Po wybornej kolacji towarzystwo zostaje podzielone na 2 grupy rozlokowane w osobnych pokojach. W każdym z nich rozpoczyna się rozgrywka brydżowa, jedynie gospodarz nie gra - obserwuje grających z wygodnego fotela umiejscowionego przy kominku.

I cóż wydarzyć się może, gdy Poirot jest w gościach - oczywiście gospodarz umiera! I to bynajmniej nie w naturalnych okolicznościach, ktoś go zamordował. Pewne jest, że zabójstwa musiał dokonać jeden z gości i Poirota zadaniem będzie znalezienie tej osoby. Do pomocy będzie miał nieocenioną przyjaciółkę Ariadnę Oliver.

Zbrodnia sama w sobie jest karygodna, niezależnie na kim została dokonana. I choć Shaitana nie był typem sympatycznym, wkrótce okazuje się, że potencjalnie każdy z gości miał coś do ukrycia, coś o czym Shaitana się dowiedział i czerpał radość posiadając kompromitujące informacje. Tym razem Poirot szukając winnego będzie starannie wypytywał gości o ich grę w brydża oraz... wystrój mieszkania tragicznie zmarłego gospodarza.



Trzymająca w napięciu historia została filmowo zmieniona na równie ciekawą, choć zupełnie inaczej toczącą się opowieść. I podobał mi się ten zabieg niezmiernie, bo w sumie stałam się bogatsza o dwa nowe dzieła.

Zaproszeni goście i ... potencjalny zabójca
Zdecydowanie smaczku wszystkiemu dodawała niezwykle lubiana przeze mnie postać panny Oliver i jej wiecznie wysypujące się jabłka tudzież ich pozostałości.

Tak, każdy z nas skrywa jakiś sekret, pilnie strzeże jakiejś tajemnicy. A szafowanie cudzymi uczuciami i chęć zdobywania nowych doświadczeń cudzym kosztem nigdy nie powinny iść w parze. Jak komuś potrzeba dreszczyku emocji... powinien zadbać o to sam!

Wyzwania: Na tropie AgathyPod hasłemCzytam opasłe tomiskaPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.

niedziela, 14 grudnia 2014

Dominika Bel "Wiśniowy jogurt"

Dominika Bel
"Wiśniowy jogurt"
260 stron
Nie ma to jak zginąć tragicznie w dzień swoich urodzin, a dokładniej dać się wysadzić w powietrze przy wsiadaniu do samochodu. Taki los spotkał profesora Sylwestra Płonina, a o przykrym incydencie zawiadomiła władzę sąsiadka Luiza Drogosz. Okazuje się, że w aucie profesora była podłożona bomba, a ta informacja budzi strach  - bo kto i dlaczego sięgnął po tak radykalne środki by się człowieka pozbyć.

W domu zbiera się rodzina bliższa i dalsza, sąsiadka i artysta malarz, który z różnych przyczyn jawił się wszystkim jako bezdomny szukający schronienia.  Niebawem córka profesora zaczyna dostawać niepokojące sms'y z groźbami pod jej adresem. Zaczyna się seria podejrzanych wypadków i wszystko wskazuje na to, że profesor był tylko czubkiem góry lodowej. Są przynajmniej dwa powody, dla których ktoś mógł chcieć profesora usunąć - jego niechęć do sprzedaży działki, na której może powstać pensjonat lub tajemnicza książka, którą profesor pisał.

Książkę się czyta szybko, choć mnogość występujących postaci może wprowadzić pewne zamieszanie. Zapewne z tego powodu autorka na samym wstępie umieściła listę bohaterów i ich powiązań. Co do autorki - po raz pierwszy nie udało mi się znaleźć w czeluściach internetu żadnej o niej wzmianki... dziwne to, nawet nie wiem jak pisarka wygląda :)

Akcja rozwija się wartko, momentami wprost nieprawdopodobnie. Ja oczywiście osąd wydałam, już widziałam jak wytypowanego przeze mnie złoczyńcę stróże prawa aresztują i ... się przejechałam. Bo takiego zakończenia nawet ja nie wymyśliłabym. Lubię być zaskakiwana, nawet najbardziej nieprawdopodobnymi scenariuszami, które po dłuższej chwili zastanowienia są logiczne. A tytułowy wiśniowy jogurt jak się okaże pomoże bardzo sprawę rozwikłać.

Wyzwania: Polacy nie gęsi...Pod hasłemZ półki 2014Przeczytam tyle ile mam wzrostu.

sobota, 13 grudnia 2014

Agatha Christie "Czarna kawa"

Agatha Christie
"Czarna kawa"
133 strony
Kawa... hmmm... dobra kawa... W zasadzie pijam ją codziennie, zazwyczaj od niej każdy dzień zaczynam. Jest pyszna o każdej porze dnia, no może nie polecana tym, co mają problemy z późniejszym zaśnięciem.

Podana w filiżance jawi się jako napój elegancki, zdecydowanie pasujący do zakończenia gastronomicznej uczty i właśnie została zaserwowana po jednej z nich Poirotowi. Ba, nie jemu samemu - salon sir Claud'a Amory jest wypełniony członkami rodziny oraz zaproszonymi gośćmi. A co tam porabia Poirot?

Sir Amory jest naukowcą, opracował formułę na zupełnie nowy materiał wubuchowy. Nikogo nie trzeba przekonować, że taka wiedza w dzisiejszym świecie bogacącym się na konfliktach zbrojnych jest nie lada kąskiem. Bo przecież to władza, to pieniądzie, to wzbudzanie w innych strachu. I o ten strach chodzi właśnie, gdyż Amory lęką się, iż ktoś dybie na jego formułę. Stąd obecność Poirota i Hastingsa w domostwie naukowca. Przykre jest to, że Amory podejrzewa o niecne zamiary kogoś z członków rodziny. Niestety nie dane wielkim umysłom podyskutować i podrzucić ewentualne tropy - Amory po wypiciu filiżanki kawy pada nieżywy...

Blady strach pada na wszystkich będących świadkiem tego jakże przykrego zajścia. Jak to u Christie okazuje się, że prawie każdy miał jakiś ukryty motyw by seniora rodu się pozbyć. Jest to sprawa jednak o zdecydowanie wyższej randze - to nie zwykły konflikt rodzinny zakończony morderstwem, lecz kwestia bezpieczeństwa narodowego. Skradziona formuła nie powinna dostać się w niepowołane ręce i o to musi zadbać Poirot.


Szybciutki kryminał na wolne popołudnie i wieczór. Błyskotliwy Poirot, rodzinne tajemnice i rozbrajający Hastings. Zdecydowanie dobra rozrywka. Tylko potem jakoś podejrzliwie na kawę zaczęłam patrzeć, nie z obawy że moja rodzina dybie na me życie, ale na patrząc na nią widzę potencjalne narzędzie zbrodni - och pani Agatho, co za pomysł!

Wyzwania: Na tropie AgathyPod hasłemCzytam opasłe tomiskaPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.

piątek, 12 grudnia 2014

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Niebieskie migdały"

Katarzyna Zyskowska-
Ignaciak
"Niebieskie migdały"
304 strony 
Mając za matkę ekscentryczną malarkę można przypłacić to między innymi niezwykle oryginalnym imieniem... chociażby Balbina. Ale to nie jest największe zmartwienie Iny (tak, zdecydowanie woli używać takiego zdrobnienia), bowiem panna Górska nosi w sobie owoc szalonego romansu z gwiazdą telewizji. Gwiazdor oprócz tego, że wygląda obłędnie i czaruje damską część publiki nieustannie postradał rozum i jak wyszedł w szoku po papierosy tak nie wrócił do dziś.

Ina postanowiła zostać samotną matką wbrew wszystkiemu i wszystkim. Początkowo przeciwni całemu przedsięwzięciu bliscy próbowali ją od tego pomysłu odwieźć, ale Ina postanowiła stanąć na wysokości zadania i być matką wyjątkową. Oczywiście z pomocy rodziny i przyjaciół chętnie będzie korzystała, ale przecież pracuje jako dziennikarka (może to robić w domu będąc z dzieckiem), ma swoje cztery kąty (to nic, że małe i w starej kamienicy i wysoko i jak tam wózek taszczyć), nie jest jedyną kobietą w takiej sytuacji - jak inne dały radę, to czemu ona ma temu nie sprostać?

Ucząc się macierzyństwa Ina wspiera swoją najdroższą przyjaciółkę Karolinę, która niebawem stanie się główną gwiazdą ślubu i weseliska jakiego jeszcze nie było. Gdzieś w szalonym pędzie codzienności Ina zapewne nie spodziewa się, że wielka miłość czai się prawie za rogiem.

Ubawiłam się wybornie przy tej książce. Choć temat nie do śmiechu, bo samotne rodzicielstwo to niezwykle trudne przedsięwzięcie. Mimo to autorka po raz kolejny wykazała się lekkością języka, dużą dawką humoru i niebywałym realizmem jak chociażby opisując relaksacyjne wyjście z małym potomkiem do galerii handlowej. Książki się nie czyta, ją się połyka równocześnie korzystając z opcji pełnego wypoczynku. Uwaga, grozi zapomnieniem o otaczającym cię świecie!

Wyzwania: Polacy nie gęsi...Pod hasłemZ półki 2014Przeczytam tyle ile mam wzrostu.

piątek, 5 grudnia 2014

Agatha Christie "Zatrute pióro"

Agatha Christie
"Zatrute pióro"
192 strony
Co może przepisać lekarz powypadkowemu rekonwalescentowi? Ano wypoczynek, najlepiej z dala od miejskiego zgiełku, gdzieś na wsi, gdzie życie toczy się niespiesznie i sielsko. Joanna Burton po paskudnym wypadku zabiera swojego brata Jerry'ego do uroczej mieścinki Lymstok. Z założenia ma być tam tak nudno, że z braku innych zajęć poturbowany brat po prostu zacznie wracać do zdrowia. Nic bardziej mylnego, przynajmniej w kwestii liczenia na brak sensacji.

Miasteczkiem zaczyna bowiem rządzić plotka podana w paskudny sposób w postaci złośliwych anonimów. Oszczercza korespondencja jest przygotowana w sposób niezwykle profesjonalny - litery wycięte z jakiejś książki, koperty zaadresowane na maszynie, brak odcisków palców. W tak małej społeczności wiadomości rozchodzą się z prędkością światła i wkrótce całe miasteczko żyje anonimami. Do pewnego tragicznego dnia, kiedy to pani Symmington - żona szanowanego miejscowego lekarza - po otrzymaniu takiego paskudztwa postanawia odebrać sobie życie...

Zdruzgotany małżonek został z 3 dzieci - swoimi 2 synami i Megan, córką zmarłej żony z poprzedniego małżeństwa. Ponieważ cała ta sytuacja dotknęła również i rodzeństwo Burtonów - im się też dostało w jednym z listów - Jerry i Joanna zaczynają szukać sprawcy owego zamieszania. Sprawa się zagęszcza, bo ginie kolejna osoba. Jak dobrze zatem, że akurat w Lymstok w gościnie na probostwie przebywa nie kto inny jak sama Jane Marple.

Cały czas się musiała upewniać czy aby czytana przeze mnie historia na pewno należy do cyklu z Marple, bo jej tam nie było. No prawie - pojawia się pod koniec i ma tak niewielką rolę, że aż się zdziwiłam. Oczywiście pomaga wpaść na rozwiązanie, ale mimo wszystko brakowało mi tej otoczki, którą zawsze wokół siebie stwarzała. Ploteczki, herbatki i nieodłączna robótka na drutach.



Filmowo niestety sobie nie pożywałam, bo udało mi się wyłącznie obejrzeć jedną z dwoch powstałych ekranizacji - tę późniejszą z Gerladine McEwan w roli Marple.

Jerry i Joanna Burton
Bardzo podobała mi się ekranizacja, chyba dlatego że ponieważ film wchodził w skład serii o przygodach panny Marple leciwa detektyw musiała się w nim pojawić od początku. Leciusieńko zmieniono fabułę, ale wyszło to wyłącznie na korzyść i muszę przyznać, że całości towarzyszyła wspaniała muzyka.

Kolejna hostoria za mną, jak zwykle żądze biorące nad ludzką naturą górę i dyktujące kolejne poczyniania nie wychodzą nikomu, dosłownie nikomu na zdrowie. Nawet jeśli ktoś uważa się za spryciarza i użyje zasłony dymnej, w obliczu umysłu panny Marple zostanie zdemaskowany. Prawda jak zwykle zatryumfowała!

wtorek, 2 grudnia 2014

Monika Sawicka "Kruchość porcelany"

Monika Sawicka
"Kruchość porcelany"
300 stron
Zuza Maks ma się dobrze, no przynajmniej taką wersję prezentuje otaczającemu są światu. W pracy przecież sukcesy, finanse nie stanowią żadnego problemu, dom piękny (no tu i ówdzie jakieś poprawki trzeba nanieść), córka odlotowa - to nic, że mąż wyżywa na niej swe frustracje i złości. Zauza nauczyła się bowiem doskonale maskować siniaki, żyć z połamanymi żebrami i niezliczoną ilością ran zadanych przez ślubnego. Najważniejsze, by wszyscy myśleli, że  wszystko jest w porządku, resztę się jakoś przeżyje.

W obliczu tak ciężkich doświadczeń Zuza trochę ucieka w świat wyimaginowanego romansu, troszkę próbuje radzić sobie procentami, walczy z kilogramami, a wszystkie zmagania z codziennością doprawia niebywałym poczucie humoru. Ma też wsparcie w mądrej ponad wiek córce Amelce i szalonych przyjaciółkach. Okazuje się jednak, że ktoś bacznie obserwuje jej wszystkie poczynania...

Monika Sawicka
Byłam zaskoczona, że to tematów ciężkiego kalibru można podejść z jakimś pokładem humorystycznym. Choć przeskoki między dramatami, a wybuchami śmiechu dały mi do myślenia, czy przypadkiem nie kwalifikuję się do leczenia zamkniętego, bo emocje już mam skrajnie rozbujane...

Monika Sawicka to pisząca łodzianka. To nie tylko autorka książek, ale również dziennikarka i felietonistka. I posiadaczka niesamowitej córy :).

Czytając tę książkę miałam mieszane uczucie, skrajne nawet momentami. Ale mimo wszytko polecam ją gorąco, już przy samym wstępie można się popłakać ze śmiechu. I choć główna bohaterka walczy, to cała powieść pachnie nadzieją - że można coś zmienić, że nie trzeba się załamywać i że nawet po ciężkiej burzy z piorunami wychodzi słońce.

Wyzwania: Polacy nie gęsi...Pod hasłemPrzeczytam tyle ile mam wzrostuZ półki 2014.

niedziela, 30 listopada 2014

Anna Ficner-Ogonowska "Alibi na szczęście"

Anna Ficner-Ogonowska
"Alibi na szczęście"
672 strony
Poznajcie Hanię Lerską - młodą polonistkę, delikatną i kruchą istotę mocno doświadczoną przez los i skrywającą nie lada ciężar. Hania żyje automatycznie - poświęca się pracy w szkole, dba o przyjaźnie, odwiedza swoje ukochane morze i panią Irenkę. Ale nie ma w niej ani krzty radości, serce ma skamieniałe i gdyby nie przyszywana siostra Dominika, będąca wulkanem energii i niewyczerpaną skarbnicą najbardziej szalonych pomysłów, Hania pogrążyłaby się w rozpaczy i pustce absolutnej.

Dominika - przebojowa pani stomatolog - poznaje Przemka (wzięty architekt) i choć nie jest znana ze specjalnej stałości w dziedzinie związków i uczuć najzwyczajniej w świecie się zakochuje. A Przemek ma przesympatycznego wspólnika Mikołaja, który marzy o przypadkowo spotkanej podczas nadmorskiego wypadu pięknej nieznajomej. Mikołaj wysłany rezerwowo przez rodzinę na wywiadówkę młodszego brata nie może uwierzyć w to co widzi - kobieta, która mu zawróciła w głowie stoi przed nim i najzwyczajniej w świecie jest nauczycielką. Nie tylko jego marzenie nabiera realizmu, ale teraz wiedząc, że szczęście jest na wyciągnięcie ręki nie odpuści tak łatwo. A sprawa będzie wymagała dużych nakładów cierpliwości i zrozumienia.

Anna Ficner-Ogonowska
O samej autorce wiem niewiele, oprócz tego, że zdecydowanie podoba mi się to co przeczytałam. Anna Ficner-Ogonowska jest nauczycielką, mieszka wraz mężem i dwójką dzieci w Warszawie. I pisze tak, że ja to biorę w ciemno i przeżywam i się relaksuję i dumam i chcę zagadkę rozwiązać i tajemnicę rozwikłać.

Wcale, a wcale mi nie przeszkadza, że główna bohaterka ma się dobrze pod względem materialnym - nie każdy, kto cierpi musi mieć problemy w każdej sferze życia to raz, a ponadto Hania rzeczy odziedziczyła po rodzicach i koniec tematu. Nie sądzę też, że książka jest przesłodzona - bo są momenty smutne i irytujące - jak chociażby Dominika i jej wieczne cięte riposty, ale jest też dużo ciepła w bohaterach Hanię otaczających i taki klimat mnie ujął niebywale.

Choć książka należy raczej do opasłych czyta się ją z przyjemnością i cały czas towarzyszyła mi chęć zaspokojenia ciekawości - co takiego się wydarzyło w przeszłości? Można powolutku zacząć układać scenariusz, ale i tak na wyjaśnienia najlepiej poczekać na to co w tej kwestii ma Hania do powiedzenia. Zauroczona lekturą, sięgnę po kolejną części.

Wyzwania: Polacy nie gęsi...Pod hasłemCzytam opasłe tomiskaGrunt to okładkaPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.

Harlan Coben "Jedyna szansa"

Harlan Coben
"Jedyna szansa"
416 stron
To miała być porywająca historia o ojcu, który zrobi wszystko by odzyskać porwaną córeczkę. Marc Seidman - bo o nim tu mowa - odnoszący sukcesy chirurg plastyczny zajmujący się rekonstrukcjami twarzy budzi się w szpitalu. Okazuje się, że leżał tam już nieprzytomny od dłuższego czasu, a kolejne wiadomości spadają na niego jak grom z jasnego nieba. Marc bowiem został postrzelony i ledwo uszedł z życiem. Jego żona nie miała niestety tyle szczęścia, a na domiar złego sprawcy porwali jego jedyną córeczkę. Koszmar i już.

Początkowo policja oskarża samego Marc'a o taki dramatyczny obrót spraw. W grę wchodzą dodatkowo duże pieniądze, bo porywacze zażądali okupu - okup wsiąkł, dziecka nie oddali. Mijają miesiące... i spragnieni większych pieniędzy bandyci po raz kolejny żądają środków finansowych. Tym razem Marc chce doprowadzić sprawę do zakończenia i po swojemu, bez udziału śledczych. No prawie mu się udaje, bo w akcję wkręca się była ukochana z poplątanym życiem, kiedyś pracująca dla FBI, a dziś od tak postanawia pomóc. I atmosfera zaczyna się zagęszczać, bowiem Marc i Rachel wpadają na trop szanowanego prawnika załatwiającego nielegalne adopcje.



Hmmm... spodziewałam się już sama nie wiem czego - rewelacyjnej historii, napięcia, emocji, a trafiłam na książkę średnią, żeby nie napisać słabą. Wyobrażałam sobie, że jak zdesperowany ojciec ruszy na poszukiwania córeczki to się będzie działo, tymczasem się wynudziłam i w efekcie zmuszałam do przeczytania. Dopiero pod sam koniec mnie książka wciągnęła, ale niesmak pozostał, bo zakończenie tak bajkowo słodkie, że aż sprawdzałam parę razy czy to Coben czy mi coś innego w ręce wpadło. Moja refleksja - dobrze mieć przyjaciół na dobre i na złe, zdecydowanie pomocne jest posiadanie kogoś w chwilach najtrudniejszych, ale czasem rozmiar gotowości i chęci niesienia pomocy może być przytłaczająco - przerażający...

Wyzwania: Grunt to okładkaCzytam opasłe tomiskaCzytam literaturę amerykańskąPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.