czwartek, 31 grudnia 2015

Małgorzata Gutowska-Adamczyk "Kalendarze"

Małgorzata
Gutowska - Adamczyk
"Kalendarze"
288 stron
Upływający czas i nieuchronność pewnych wydarzeń zmuszają autorkę do refleksji. Dziś jako kobieta dorosła, matka dwóch synów patrzy z nostalgią na własne dzieciństwo i wspomina. Wspomina ciepło i z rozrzewnieniem czasy, gdy sama będąc małą dziewczynką poznawała otaczający ją świat.

Małą Małgosię poznajemy w dniu, gdy na świat przychodzi jej siostrzyczka. Życie niewątpliwie zmieni się diametralnie, ale też wzbogaci się o nowe doznania. Małgosia opowiada nam o swojej kochanej babci, żyjącej nadal na wsi i dzielnie zarządzającej małym gospodarstwem. Chojnie opowiada o ukochanych rodzicach, którzy robili wszystko by ich dzieci miały szczęśliwe dzieciństwo. Pokazuje nam głęboką prawdę, że nie od tego ile posiadamy nasze szczęście zależy. Szczęście to to co stwarzamy dookoła siebie, bliscy i nasze relacje z nimi.

Dorosła Małgorzata stoi u progu kolejnej, bolesnej zmiany. Starszy syn już jakiś czas temu opuścił dom rodzinny. Teraz czas przyszedł na młodszego. Ciężko jej się z tym pogodzić, bo przecież synowie przez tyle lat byli jej sensem życia, to dla nich sworzyła z mężem dom, a teraz czuje że nieunikniona zmiana będzie dla niej wyłącznie źródłem cierpienia. Stąd częste powroty we wspomnieniach do czasów, kiedy pełna ciekawości odkrywała rzeczywistość.
Małgorzata Gutowska-Adamczyk

Małgorzata Gutowska-Adamczyk wszechstronnie wykształcona  - historyk teatru, scenarzystka filmowa, dziennikarka, ale dla mnie przede wszystkim pisarka. Nie wiem jak to się stało, że wcześniej z żadną inną książką tej autorki się nie spotkałam... karygodny błąd. Pani Małgosia pisze tak ciepło, tak ludzko i tak blisko memu sercu.

"Kalendarze" są doskonałym obrazem PRL-owskiej rzeczywistości, czasów jakże inny ale tak ciekawych zarazem. To jeden wielki pean pochwalny na prostotę życia, przepiękan lekcja jak cieszyć się sprawami wydawałoby się błahymi. Niesamowita mieszanka, która ma moc ogrzać serce.

Będąc po wielkim wrażeniem mojej póki co pierwszej książki autorki jestem bardzo ciekawa, czy pozostałe wywrą na mnie tak duże wrażenie.

Wyzwania: Pod hasłemGrunt to okładka.

Jannifer Green "Lawendowe pola"

Jennifer Green
"Lawendowe pola"
400 stron
Już nigdy, przenigdy nie zabiorę się za książkę patrząc wyłącznie na jej okładkę. Ba, obiecuję sobie solennie sprawdzić nieznanego mi autora zawczasu, coby uniknąć takich czytelniczych wpadek :).

W mojej głowie po spojrzeniu na okładkę historia napisała się sama - 3 siostry, ewentualnie przyjaciółki z dzieciństwa i to wszystko doprawione moją ukochaną lawendą... No poniekąd tak było, bo książka to zaiste historia 3 sióstr, a ich dom rodzinny jest otoczona połaciami pól lawendowych, ale...
Ale to było romansidło w najczystszej formie! Nie potępiam gatunku absolutnie, niech każdy czyta co lubi. Frazy "na jego widok topniała jak lód na słońcu" lub "na widok jej oczy mu ciemniały z pożądania" to zupełnie nie moje kółko zainteresowań :).

Jennifer Green
Historie są trzy odrębne, bo i siostry trzy: Camille uciekła z Bostonu, bo w tragicznych okolicznościach straciła tam męża i chce znaleźć wenętrzny spokój. Violet - szalona rozwódka pragnąca dziecka, zakręcona na punkcie ziół prowadząca sklep z naturalnymi specyfikami. W końcu Daisy, mieszkająca przez lata we Francji, była żona znanego artysty wraca do domu rodzinnego z niczym i chce się zsatanowić nad dalszymi swymi losami.

Jennifer Green to amerykańska pisarka mająca na swoim koncie liczne nagrody literackie. Urodzona w Michigan pisała już od najmłodszych lat i na tamtejszym uniwersytecie ukończyła studia z Angielskiego oraz z filozofii.

Książka ma dwa plusy: przewija się w niej często motyw lawendy (to mnie głównie skusiło, bo wielbię ją nieprzerwanie od lat miłością absolutną) i jest doskonałym panaceum dla osób zmagających się z bezsennością - wystarczy parę stron (nudnych, do bólu przewidywalnych, zdających się być składanką wszystkich wcześniejszych tego typu historii) i człowiek zapada w objęcia Morfeusza. I tyle w temacie :).

Wyzwania: Grunt to okładka.

środa, 30 grudnia 2015

Mazarine Pingeot "Wpadki i wypadki Josephine F."

Mazarine Pingeot
"Wpadki i wypadki
Josephine F."
240 stron
Poznajcię Josephine Fayolle - kobietę w 37 wiośnie życia, matkę dwóch synów walczącą z byłym mężem o każdą możliwą głupotę, autorkę książek młodzieżowych i osobę zdecydowanie życiowo nieposkładaną.

Josephine nie panuje nad własnym życiem, czego efektem jest chociażby solidnie przekroczony debet. W życiu zawodowym działa niezwykle chaotycznie, o i właśnie popsuła się jej zmywarka. Nic to, nie pierwsza to przecież w jej życiu sytuacja awaryjna i dotychczas udawało jej się jakoś z wszystkich tarapatów wybrnąć. No za wyjątkiem tego głupiego sms'a, którego wysłała do swojego nowego szefa. Tak, operowanie telefonem komórkowym pod wływem alkoholu zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem. I co teraz będzie - utrata pracy ? Co z debetem? Nic tak nie poprawi humoru jak zakup nowych butów...

Mazarine Pingeot

Mazarine Pingeot to francuska pisarka, ukończyła filozofię. Jej imię to nazwa najstarszej biblioteki we Francji (oboje rodzice pałali milością do książek). O rodzicach - w szczególności o jej ojcu w pewnym momencie było głośno chyba na całym świecie, gdy wyszło na jaw że Mazarine jest długo ukrywaną nieślubną córką prezydenta Fracji Francoisa Mitterand. Prywatnie mama trójki dzieci.


Myślę, że z założenia historia miała być zabawna. Zmagająca się z przeciwnościami samotna, lekko szalona matka, która nie boi się ryzyka. Wyszło nudnawo i mdło, w tyle głowy cały czas mi szumiało, że przy książce najlepiej bawiła się chyba wyłącznie sama autorka.

  

Wyzwania:Gra w kolory.

sobota, 26 grudnia 2015

Hanna Cygler "Dwie głowy anioła"

Hanna Cygler
"Dwie głowy anioła"
296 stron
Kontynuacja historii Julii i Aleksa, których mogłam poznać w pierwszym tomie (pisałam o tym tu). O ile część pierwsza podobała mi się bardzo, tutaj już załamywałam się z kolejną stroną...

Oczywiście jest wątek główny przewijający się przez całość, a mianowicie działająca cuda roślina zwana herbarią. Naturalny lek będący panaceum na wszystkie dolegliwości ciała i wzmacniający umysł zarazem. Jego wielką uprawę rozpoczęto w podupadającym peegerowskim K. znanym z poprzedniej części historii i zdecydowanie nowość ta wpłynęła pozytywnie na uśpione okolice - nowe miejsca pracy, inwestycje, a co za tym idzie poprawa bytu większości mieszkańców. I tu po staremu pani Cygler wprowadziła wątek kryminalno - bandycki, który trzeba będzie rozwikłać.

O ile ten motyw był do zniesienia, to już wątek relacji Julia - Aleks był jakimś koszmarem. Połączeni węzłem małżeńskim przypieczętowanym już pojawieniem się na świecie dwójki pociech, zamiast cieszyć się ze stworzonego szczęścia ludzie Ci walczą ze sobą w zasadzie o wszystko. Julia zbyt ambitnie podchodzi do pracy, czego efektem jest wieczna absencja w domu. Aleks chce coś światu na siłę udowodnić - że jest mężczyzną potrafiącym zadbać o rodzinę, że mimo niepowodzeń nadaje się na prawnika, że chce mieć żonę przy sobie, że go jednak żona drażni i po co mu to wszystko, że już sama nie wiem bo się pogubiłam.

Jeszcze nigdy nie spotkałam się z podobną parą, która tak bardzo się mija we wszystkim - być razem, nie być, a może jednak lepiej być bo są dzieci, a może olać wszystko. Niezwykle irytująca relacja doprowadziła mnie do lekkiej migreny. Książka przeczytana, kontynuacja odfajkowana, arivederci.

Wyzwania: Pod hasłemGrunt to okładka

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Agnieszka Olejnik "A potem przyszła wiosna"

Agnieszka Olejnik
"A potem przyszła wiosna"
389 stron
Pola Gajda właśnia zdała sobie sprawę, że jej życie nie ma sensu. Zdobywając sławę jako aktorka wpadła w anoreksję, a jej ukochany właśnie znalazł sobie nowy obiekt uczuć. Żyjąc od wiadomości do wiadmości podanych przez prasę brukową i przejmując się wszystkim co inni o niej pomyślą postanawia zakończyć taką bezsensowną egzystencję. I być może by się jej to udało, gdyby nie paparazzo Konrad, który tropiąc ją w poszukiwaniu niewątpliwej sensacji ratuje jej życie.

Pola jest w zupełnej rozsypce, a wszystko wskazuje na to, że zupełnie straciła wolę życia. Konrad wpada na ryzykowny pomysł, zabiera Polę w miejsce dla niego najdroższe - do własnego domu na wsi. Życie proste aż do bólu, brak wygód ale co najważniejsze miłość oferowana przez ojca Konrada okaże się mieć zbawienny wpływ na życie Kasi (Pola była tylko imieniem scenicznym). Ale żeby wszystko zaczęło funkcjonować jak powinno potrzebny będzie czas, uporanie się z bolesną niejednokrotnie przeszłością i olbrzymie pokłady cierpliwości.
Agnieszka Olejnik

Agnieszka Olejnik to polonistka i anglistka, mama 3 synów zajmująca się profesjonalną hodowlą psów. Aktywna, podróżująca i mieszkająca z dala od miejskiego zgiełku - ten fakt jest bardzo wyraźnie zarysowany w książce i zdecydowanie jest peanem pochwalnym w stronę życia wiejsko - sielsko - prostego.

O tym jak poskładać rozbite na kawałki życie jest to książka. Życie pomieszane między egzystencją przez wielu wymarzoną, a dziwną i nieodpartą chęć bycia zupełnie gdzie indziej. O powrotach do korzeni i potrzebie prostowania pokręconej przeszłości.

Czytało się żywo, momentami było przyciężkawo, ale widać tematyka tego wymagała. Czasem było zbyt dosadnie, ale generalnie pozytywnie. Lubię jak z potłuczonej filiżanki po misternej pracy sklejania wyłania się piękny kształt.

Wyzwania: Grunt to okładka.

środa, 2 grudnia 2015

70 dni... :)

70 dni zajęło mi, by tu wrócić. Mało - dużo, nieważne :). Zdałam sobie sprawę, że lubię to moje miejsce i choć czasowo u mnie krucho będę tu wpadała od czasu do czasu i zostawiała ślad po przeczytanej książce.

Jeszcze jeden powód oprócz tęsknoty mnie tu przygnał - język. Tak się zdarzyło, że nie mieszkam w Polsce. Choć w domu język słyszę, dookoła otacza mnie zupełnie inny zestaw wyrazów. Dodatkowo teraz jestem w szkole, żeby nowy język podszkolić i zaczęłam u siebie obserwować niepokojące zjawisko - tworzę przedziwne konstrukcje językowe będące wypadkową 3 języków obcych. Jestem zdecydowanie na nie! Pisanie tu pomoże mi własny język w karby wziąć i trzymać na w miarę przyzwoitym poziomie :). Taką mam nadzieję...

Tymczasem zmykam i idę celebrować powrót!