Harlan Coben "Klinika śmierci" 512 stron |
Chcąc nie chcąc w sprawę angażuje się wybitna dziennikarka Sara Lowell i jej mąż Michael Silvermann - znany koszykarz. Obydwoje znają się z jednym z właścicieli kliniki Harvey'em Rikere'em. Michael trafia do Harveya z podejrzeniem zapalenia wątroby, jednak dalsze badania wykazują, że przed laty został zarażony wskutek transfuzji krwi i sam ma AIDS. To właśnie Sara za pośrednictwem stacji, w której pracuje nagłośnia sprawę wynalezienia leku. Oczywiście Michael trafia do grupy leczonej eksperymentalnym lekiem. Tymczasem, osoby uznane za wyleczone zaczynają ginąć...
Muszę przyznać, że to chyba mój pierwszy przeczytany w życiu thriller medyczny. Czytało się szybciutko, jak wszystkie dotychczas wybrane przeze mnie książki Cobena. Dużo się działo i owszem, ginący pacjenci, podejrzana śmierć jednego z lekarzy, morderstwa na zlecenie. Większość akcji ograniczała się do kliniki, jej laboratoriów, był moment gdy sprawa "wyjechała" do Bangkoku (według mnie najgorsza i najbardziej wulgarna część powieści, nie wiem czy była konieczna...). A zaskoczenie mnie zaskoczyło, co poczytuję za plus, bo mniej więcej od połowy książki podejrzewałam kogoś zupełnie innego :).
Sama powieść to studium absolutnego poświęcenia jednostki dla idei. Aby osiągnąć oczekiwany rezultat człowiek jest w stanie poświęcić wszystko - życie rodzinne, swoje potrzeby, a potem granica się zaciera i nie ma już żadnych zahamowań. Ta powieść to nie tylko historia Sary i Michaela, ale również rzecz o zatraceniu się w swoich osądach i chęci ułożenia niepasujących elementów według własnemu wyobrażeniu rzeczywistości.
Wyzwania: Grunt to okładka, Czytam literaturę amerykańską, Przeczytam tyle ile mam wzrostu, Czytam opasłe tomiska.
Hmmm coś czuję, że to będzie pierwsza książka tego autora, z którą się zapoznam.
OdpowiedzUsuńKsiążki Cobena biorę w ciemno <3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się fabuła. Chyba się kiedyś na nią skuszę.
OdpowiedzUsuń