sobota, 19 kwietnia 2014

Izabela Sowa "Podróż poślubna"

Izabela Sowa
"Podróż poślubna"
240 stron
Oj, tym razem sobie poużywam, bo nie pamiętam kiedy czytałam takiego za przeproszeniem gniota. Nie uważam się za osobę wybitną, ale nie jestem również umysłowo ociężała, a po przeczytaniu tej pozycji miałam tylko jedno pytanie "ale przepraszam bardzo, o co tu chodzi?". Nie mam w zwyczaju zostawiać książek niedoczytanych i zawsze jednak się łudzę, że przy słabej pozycji coś fajnego się wydarzy na kolejnej stronie i w ogólnym rozrachunku nie będzie tak źle :).

Jest kobieta po 30-stce o jakże oryginalnym imieniu Paloma (tak naprawdę ma na imię Agata, ale woli używać tego drugiego żywcem wyjętego z brazyliskiej telenoweli). Oczywiście to kobieta sukcesu pracująca w korporacji na kierowniczym stanowisku. Wymaga od życia wiele, bo przecież jest tego warta. Ciągle się samodoskonali połykając niezliczone książki - poradniki z gatunku "wiem co zrobić, by odmienić życie na jeszcze lepsze niż jest". A Paloma ma problem, bo wyszła niespełna miesiąc temu za mąż na Norberta (oczywiście on też pracuje w korporacji jako PR-owiec tym razem) i dotychczas nie zaproponował, aby młoda para wyjechała w podróż poślubną. Paloma widzi, że świeżo poślubiony mąż skrywa jakąś tajemnicę związaną z przeglądanymi przez niego zdjęciami i wcześniejszymi podróżami po świecie.

Żeby nie było za mało udziwnień w historii występuję niejaka Brzytwa, pieron wie kto to  - czy detektyw/amator, czy walcząca zacięcie o lepszy świat eko-oszołomka? Jej rola w tej książce jest jak dla mnie nieodgadniona, bo choć ma znaczenie pojąć nie mogę po co jej interakcja z główną bohaterką...

Książka jest tak pełna absurdów, i to nie tych zabawnych ale dziwnych co najmniej - kto wyprowadza na spacer kozę w mieście? kto pije lemoniadę z pietruszki? kto chodzi po domu na czworakach, żeby odciążyć kręgosłup? A zakończenie??? Chyba się przekleiło parę stron z jakiegoś innego badziewia...

Izabela Sowa
I cóż rzec mogę? Że jedynymi plusami to fakt, że rzecz dzieje się głównie w Krakowie i miło mi było wiedzieć gdzie sprawa się ma (pomimo tego, że nie wiedziałam o co chodzi) i postać niejakiej pani Tosi - przedsiębiorczej bibliotekarki, która dzięki wygrywanym zakładom dostarczała do swojego miejsca praca nowości książkowe. Miało być zabawnie? Wyszło koszmarnie, resztę przemilczę...

Izabela Sowa to z wykształcenia psycholog (doprawdy trudno mi w to uwierzyć, albo coś z moją głową jest nie tak) mieszkająca obecnie w Krakowie. Jest weganką, działa na rzecz ochrony zwierząt (czyżby alter-ego Brzytwy) i pisze książki. I to nie jedną, a już kilkanaście. Chyba kiedyś w rękach miałam jej "serię owocową" i nie pamiętam, aż tak negatywnych wspomnień z lektury. Dlatego nie mówię nie i być może kiedyś, w bliżej niesprecyzowanej przyszłości sięgnę po coś innego jej autorstwa. Może na emeryturze... albo za 100 lat...

Wyzwania:
Polacy nie gęsi...Przeczytam tyle ile mam wzrostu

4 komentarze:

  1. hehe "pieron wie kto to" :)

    Rzeczywiście dziwna książka.

    Wesołych świąt.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziwna... Zdecydowanie w takim razie nie przeczytam! Tym bardziej, że nie moje klimaty. :)
    + Dołączam do obserwatorów i czekam na następne posty. :)

    shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Też w liceum czytałam serię owocową i miło to wspominałam, dlatego zdziwiła mnie Twoja recenzja. Ale nie będę się przekonywać na własnej skórze, czy odebrałabym ją inaczej :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam tę książkę i miałam takie same odczucia. "Pieron wie o co chodzi?" oddaje doskonale to, co czytelnik czuje i wie, po skończonej lekturze.
    Pożyczyłam komuś, przepadła i nawet nie szukam.
    W moich oczach także nie przysłużyła się owa książka wizerunkowi autorki.

    OdpowiedzUsuń