czwartek, 8 maja 2014

Mary Higgins Clark "Nie ma jak w domu"

Mary Higgins Clark
"Nie ma jak w domu"
240 stron
Co za dzień - mogłaby pomyśleć Celia Nolan. Mam wspaniałego męża Alexa (co prawda od niedawna, ale wiem że jestem jego całym światem), cudownego synka Jacka (to owoc mojego pierwszego małżeństwa ze zmarłym przedwcześnie Larrym). I właśnie mąż ma dla mnie jakąś niesamowitą niespodziankę (dziś są moje urodziny). Jedziemy... coraz lepiej rozpoznaję okolicę i na końcu naszej podroży mam wrażenie, że cały mój świat się właśnie zawalił. Prezentem okazuje się bezsprzecznie przepiękny dom, ale tylko ja wiem jakie okrutne on skrywa w sobie tajemnice. Bo wiecie, jak miałam 10 lat zastrzeliłam w nim własną mamę, i postrzeliłam ojczyma...

Myślę że główna bohaterka Celia Nolan alias Lizzie Barton śmiało mogłaby tak rozpocząć swoją historię. Faktem jest, że przed laty dokonała tak strasznego wyczynu, ale została uniewinniona. Jednak opinia publiczna podjęła swoją, bardziej w ich mniemaniu prawą decyzję i dziewczynka nie miała szans na dalsze normalne życie. Ponieważ ojciec zginął wcześniej w wyniku nieszczęśliwego wypadku podczas konnej przejażdżki mała Lizzie została sierotą. Przygarnęła ją dalsza rodzina i pomogła rozpocząć nowe życie z nowym imieniem i nazwiskiem.

Celia przysięgła, że nikt o jej dawnym życiu się nie dowie. Ale zaraz po przeprowadzce zaczynają się dziać dziwne rzeczy - ktoś dewastuje jej dom, ginie agentka nieruchomości i ogrodnik. Wszystko jest powiązanie z historią Małej Lizzie i wszystko zaczyna wskazywać na to, że "mała morderczyni" wróciła po latach, żeby wymierzyć po swojemu sprawiedliwość. W końcu Celia musi sobie zadać pytanie czy to przypadek, że została ponowną właścicielką domu z dzieciństwa...

 

Kolejna powieść Higgins Clark mnie nie zawiodła. Szybka akcja i to co lubię najbardziej - niespodziewane zakończenie. Dużo mi pisarka podrzucała "fałszywych tropów" i stąd zaskoczenie na  ostatnich stronach książki niemałe przeżyłam. Lekko mnie główna bohaterka irytowała momentami, starałam się zrozumieć, że chce oczyścić swoje imię z niesłusznie postawionych zarzutów i wyjaśnić co tak naprawdę się wydarzyło gdy miała 10 lat, ale metody jakimi się posługiwała opierały się głównie na kłamstwie. A potem to już lawina tych kłamstw się posypała, a ja kłamstw nie toleruję...
Mimo wszystko książka dobra i spędziłam przy niej miło czas.

Wyzwania: Pod hasłemCzytam literaturę amerykańskąPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.

3 komentarze:

  1. Brrrr.... Wyobrażam sobie jak się czuła bohaterka, gdy stary koszmar wrócił i przechodzą mnie ciarki. Zapominanie i lecznicze działanie upływu czasu mają wielką moc terapeutyczną, cóż jednak zrobić, gdy przeszłość sięga po kogoś jak przysłowiowa czarna łapa?
    No i ostatecznie Celia popełniła zbrodnię, nie ze szczęścia przecież, może przypadkiem, może....najlepiej będzie jak sobie wezmę tę książkę i przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna książka u Ciebie, która mnie zainteresowała :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, jaka historia! O autorce wcześniej nie słyszałam, ale teraz muszę ją koniecznie poznać.

    OdpowiedzUsuń