niedziela, 19 października 2014

Jerome K. Jerome "Trzech panów w łódce (nie licząc psa)"

Jerome K. Jerome
"Trzech panów w łodce
(nie licząc psa)"
248 stron
Gdzie człowiek może spędzić wymarzony urlop? Wylegując się na plaży, jadąc do leczniczych wód, udając się w okolice, gdzie piesze wycieczki są więcej niż doskonałym planem. Może też osobnik wybrać się na wycieczkę łódką po Tamizie. I koniecznie w podróż należy zabrać dobrych przyjaciół i oczywiście ukochanego psa.

W taką właśnie podróż wybrał się Jerome, George i Carl. Celem był spływ wzdłuż Tamizy i możliwie jak największa ilość przystanków umożliwiająca panom zwiedzanie okolicznych ciekawostek.

Historia ta jest tak zabawna, że nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek był w stanie przeczytać tę książkę i nie wybuchnąć salwą śmiechu choć raz! Nie tylko to co dzieje się na łódce (walka z ananasem w puszcze) czy podczas towarzyszących wypadów w ląd (szukanie noclegów w przepełnionych hotelach i pensjonatach), ale historie dodatkowe (co zrobić ze śmierdzącym, aczkolwiek smacznym serem; postać wujka Podger'a i jego zdolność do zarządzania; kwestia pakowania szczoteczki do zębów na wakacje) sprawiają, że powieść jest więcej niż wyjątkowa.

Jerome K. Jerome
Jerome K. Jerome to angielski pisarz żyjący na przełomie wieków XIX i XX. Wywodził się z ubogiej rodziny, we wczesnych latach stracił w niedużym odstępie czasu rodziców i w wieku 15 lat, aby zarobić na siebie i rodzeństwo rozpoczął pracę na kolejach.
Sił swoich próbował w aktorstwie, ale brak sukcesów go zniechęcił. Zaczął więc pisać i całe szczęście, bo świat byłby uboższy o tak genialną książkę, gdyby Jerome wybrał inną ścieżkę kariery.
Początkowo Jerome przymierzał się do napisania przewodnika po Tamizie i okolicach. Zamiast tego powstała niebywale humorystyczna opowieść w dużej mierze oparta na własnych doświadczeniach - autor wraz ze świeżo poślubioną małżonką udał się na taką wycieczkę w ramach podróży poślubnej. Zaraz po powrocie zasiadł do pisania i stworzył bez mała dzieło wspaniałe.
Książka okazała się sukcesem, a ten przełożył się na pięćdziesięcio procentowy wzrost zainteresowania odbywaniem podroży łódkami po zawierającej piękno Tamizie.



Ne ukrywam, że do lektury książki zabierałam się jak za śmierdzące jajko. Niby wiedziałam, że jest super, niby część rodziny ciągle ją cytowała przy okazjach różnorakich, ale ja jakoś poszłam w zaparte. Niepotrzebnie, zupełnie niepotrzebnie, bo pozbawiałam się przez laty doskonałej dawki wybornego humoru. I jestem pewna, że jest to jedna z tych książek, do których się z wielką przyjemnością powraca.

Wyzwania: Pod hasłemPrzeczytam tyle ile mam wzrostu.

1 komentarz:

  1. Już sam tytuł nastraja odpowiednio ;) Choć przyznam, że też bym się bała sięgać po książkę nieznanego autora, tworzącego sto lat temu.

    OdpowiedzUsuń