piątek, 5 grudnia 2014

Agatha Christie "Zatrute pióro"

Agatha Christie
"Zatrute pióro"
192 strony
Co może przepisać lekarz powypadkowemu rekonwalescentowi? Ano wypoczynek, najlepiej z dala od miejskiego zgiełku, gdzieś na wsi, gdzie życie toczy się niespiesznie i sielsko. Joanna Burton po paskudnym wypadku zabiera swojego brata Jerry'ego do uroczej mieścinki Lymstok. Z założenia ma być tam tak nudno, że z braku innych zajęć poturbowany brat po prostu zacznie wracać do zdrowia. Nic bardziej mylnego, przynajmniej w kwestii liczenia na brak sensacji.

Miasteczkiem zaczyna bowiem rządzić plotka podana w paskudny sposób w postaci złośliwych anonimów. Oszczercza korespondencja jest przygotowana w sposób niezwykle profesjonalny - litery wycięte z jakiejś książki, koperty zaadresowane na maszynie, brak odcisków palców. W tak małej społeczności wiadomości rozchodzą się z prędkością światła i wkrótce całe miasteczko żyje anonimami. Do pewnego tragicznego dnia, kiedy to pani Symmington - żona szanowanego miejscowego lekarza - po otrzymaniu takiego paskudztwa postanawia odebrać sobie życie...

Zdruzgotany małżonek został z 3 dzieci - swoimi 2 synami i Megan, córką zmarłej żony z poprzedniego małżeństwa. Ponieważ cała ta sytuacja dotknęła również i rodzeństwo Burtonów - im się też dostało w jednym z listów - Jerry i Joanna zaczynają szukać sprawcy owego zamieszania. Sprawa się zagęszcza, bo ginie kolejna osoba. Jak dobrze zatem, że akurat w Lymstok w gościnie na probostwie przebywa nie kto inny jak sama Jane Marple.

Cały czas się musiała upewniać czy aby czytana przeze mnie historia na pewno należy do cyklu z Marple, bo jej tam nie było. No prawie - pojawia się pod koniec i ma tak niewielką rolę, że aż się zdziwiłam. Oczywiście pomaga wpaść na rozwiązanie, ale mimo wszystko brakowało mi tej otoczki, którą zawsze wokół siebie stwarzała. Ploteczki, herbatki i nieodłączna robótka na drutach.



Filmowo niestety sobie nie pożywałam, bo udało mi się wyłącznie obejrzeć jedną z dwoch powstałych ekranizacji - tę późniejszą z Gerladine McEwan w roli Marple.

Jerry i Joanna Burton
Bardzo podobała mi się ekranizacja, chyba dlatego że ponieważ film wchodził w skład serii o przygodach panny Marple leciwa detektyw musiała się w nim pojawić od początku. Leciusieńko zmieniono fabułę, ale wyszło to wyłącznie na korzyść i muszę przyznać, że całości towarzyszyła wspaniała muzyka.

Kolejna hostoria za mną, jak zwykle żądze biorące nad ludzką naturą górę i dyktujące kolejne poczyniania nie wychodzą nikomu, dosłownie nikomu na zdrowie. Nawet jeśli ktoś uważa się za spryciarza i użyje zasłony dymnej, w obliczu umysłu panny Marple zostanie zdemaskowany. Prawda jak zwykle zatryumfowała!

4 komentarze:

  1. Bardzo lubię Pannę Marple :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja jeszcze nie czytałam książek z nią, na razie poznałam tylko Poirota :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta książka czeka na mnie. Tylko kiedy ja na nią znajdę czas?

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę, kolejna bohaterka Agathy Christie, o której nie słyszałam... nawet jeśli w tej książce też o niej nie wiele słychać...

    OdpowiedzUsuń