Harlan Coben "Błękitna krew" 384 strony |
Myron Bolitar zostaje poproszony przez rodzinę Wina (tak tak, Win nie jest androidem tylko człowiekiem, którego kiedyś urodziła kobieta) o pomoc w tej delikatnej sprawie. Jak to w sprawach z okupem policja ma się o niczym nie dowiedzieć. Myron liczy jak zwykle na pomoc Wina, ale ten o dziwo zupełnie odcina się od sprawy. Jak się dowiadujemy później, rzeczy z przeszłości tak bardzo odbiły się na nim, że nie był ich w stanie przetrawić i poniekąd to go jakoś skrzywiło. I cóż się okazuje - Myron sobie kiepsko radzi bez pomocy partnera. Śledztwo się ślimaczy i Bolitar bardzo odczuwa brak współpracownika. Pomaga mu co prawda Esperanza, która właśnie zakończyła studia prawnicze, ale to nie to samo...
Okazuje się, że w świecie sportu niezależnie od tego jak elegancka dyscyplina to jest panują te same zasady. Rywalizacja, wstydliwe brudy nie nadające się do ujrzenia światła dziennego publiczności, zaszłe żale i pretensje. Po prostu wszystko w ładnej, ubranej w czyste rękawiczki otoczce.
Coś ten Coben w sobie ma, że tak fajnie pisze. Wiadomo, że wątek kryminalny każdej powieści to jej trzon, ale każda książka to też opowieść o sporcie przecież. Za fankę sportową się nie uważam, choć skokom narciarskim dzielnie kibicuję i połasiłam się na finał piłkarskich mistrzostw świata ostatnio, a mimo wszystko każdą kolejną część czytam z przyjemnością. Jestem pewna, że następna z cyklu także przypadnie mi do gustu :).
Wyzwania: Pod hasłem, Grunt to okładka, Czytam literaturę amerykańską, Przeczytam tyle ile mam wzrostu, Czytam opasłe tomiska.
Czytałam :) Brakowało Wina w akcji :))
OdpowiedzUsuńAno brakowało właśnie :)
UsuńUwielbiam książki Cobena :>
OdpowiedzUsuń